Z następnym wpisem chciałem zaczekać do czasu powrotu z Poznania, dokąd miałem dziś jechać. W ostatniej chwili okazało się, że planowany na środę koncert amerykańskiego zespołu Black Veil Brides (muzyka z pogranicza gatunków: post-hardcore, glam metal, hard rock) został odwołany z powodu choroby wokalisty, więc nigdzie nie jadę. Poza koncertem w Polsce odwołane zostały również występy grupy w Monachium i Berlinie. Mam nadzieję, że zespół szybko wyznaczy nowe daty występów dla polskiej i niemieckiej publiczności. Wielu fanów, w tym sporo moich znajomych, czeka z niecierpliwością na ich show z utworami z wydanego styczniu albumu "Wretched and Divine: The Story of the Wild Ones".
Black Veil Brides to grupa założona w słonecznej Kalifornii, jednak klimat ich muzyki (oraz image sceniczny) lokuje się w zdecydowanie mroczniejszych rewirach rzeczywistości. Przekazem zespołu jest walka o swoją oryginalność oraz odwaga i duma z tego kim się jest, nawet jeśli odbiega to od tzw. standardów. Z zaangażowanych tekstów tekstów dowiedzieć się możemy, że nie należy poddawać się presji otoczenia i za wszelka cenę starać się być sobą, pomimo wszelkich trudności, jakimi często są agresja, przemoc, nienawiść i niezrozumienie.
Ten komunikat dotarł do serc wielu młodych, często zbuntowanych i zagubionych ludzi pomagając im w trudnych chwilach i przekształceniu swojego postrzegania świata i problemów. Przykre jest natomiast to, z jaką falą słownej agresji spotykają się w sieci fani tej kapeli oraz sam zespół. O poziomie osób, które wypisują takie "opinie" najlepiej świadczy fakt, że te komentarze najczęściej sprowadzają się do wulgaryzmów i prostackich tekstów, które nie mają nic wspólnego z rzeczową krytyką tego co najistotniejsze, czyli muzyki...
Jeśli lubicie mocniejsze uderzenie oraz niegłupie teksty z pomysłem i przesłaniem, a jeszcze nie znacie Black Veil Brides, koniecznie musicie to nadrobić.
Poza tym, napisałem recenzję gorącej jeszcze płyty zespołu Paramore o tym samym tytule. Tutaj dla Was fragmenty:
Paramore 2.0
Nowy rozdział
Jak brzmi najnowszy krążek? Najkrócej można ująć to tak – Paramore już raczej nie będzie otrzymywać nagród w kategorii „rock”. Pomimo tego, zespół nie zafundował wiernym słuchaczom terapii szokowej. Na wydany w styczniu, pierwszy singiel wybrano utwór, który najbardziej przypomina dotychczasowe dokonania Paramore.
[...]
Album „Paramore” podzielony jest na cztery części. Są one wyodrębnione nietypowymi interludiami, w których słychać jedynie beztroski głos wokalistki i brzdęki ukulele. Paradoksalnie, to właśnie w tych mini-piosenkach zawarte są najbardziej dobitne stwierdzenia, bo na większości płyty dominuje radosny klimat (mniej lub bardziej) miłosnych uniesień.
Nowe brzmienie
[...]
Zespół nie bał się zaryzykować i pogłębić dotychczas przez siebie nieznane, muzyczne rejony. Efektem tych poszukiwań jest na pewno kawałek „Grow Up” – bardziej w stylu P!nk niż punk, z ciekawym brzmieniem podchodzącym momentami pod klimaty rhytm and bluesa. Oprócz tego jeden z najmocniejszych punktów płyty – „Ain’t It Fun” – z absolutnie zaskakującym wykorzystaniem chóru, przywodzącym na myśl śpiew gospel i niebanalną aranżacją, która wprawia w osłupienie wszystkich tych, którzy uważali Paramore za rockową kapelę.
Nowe rejony
Na wyróżnienie zasługuje również utwór „(One Of Those) Crazy Girls” będący kompozycyjną atrakcją dzięki interesującej zabawie stylami retro i pop-punk. Kolejną twarz zespół odsłania w poruszającej balladzie „Hate To See Your Heart Break”. Liryczną nostalgię uzupełniają tutaj kojące partie skrzypiec i dzwoneczki. Słodki głos Williams budzi w tym utworze skojarzenia z pochodzącą z Gruzji, brytyjską wokalistką Katie Melua. Zwrot ku popowi idealnie prezentuje wybrana na drugi singiel piosenka „Still Into You”. Album zamyka imponujące „Future” z mocnym, instrumentalnym zakończeniem i tekstem, który podsumowuje przesłanie o tym, że Paramore odrodziło się z popiołów.
Nowe perspektywy
Poza złagodzonym i urozmaiconym brzmieniem, nowa płyta Paramore wyróżnia się również szeroko pojętym luzem – zarówno w warstwie kompozycyjnej, jak i wokalnej. Można odnieść wrażenie, że Hayley już nie czuje potrzeby popisywania się swoimi wokalnymi umiejętnościami i zdzierania gardła w każdym, pojedynczym utworze. Świadczy to o dojrzałości zespołu i odwadze w forsowaniu swoich świeżych pomysłów. Nie tylko udowodnili, że są w stanie pozostać zespołem po odejściu aż dwóch ich członków (i jednocześnie przyjaciół), ale dokonali również rzeczy niezwykłej – sprawili, że ich twórczość jest nieprzewidywalna i interesująca. To właśnie od zawsze definiowało największe ikony muzyki. O lepszym o punkcie wyjścia członkowie nowego i starego Paramore zarazem pewnie nawet nie marzyli.
Cała recenzja do przeczytania tutaj: http://cdn.ug.edu.pl/index.php/kultura/muzyka/1383-paramore-20
Serdecznie pozdrawiam,
Robert Choiński
Wielka szkoda , że koncert został odwołany ;<
OdpowiedzUsuńW gwoli ścisłości, koncert został przełożony, ale jeszcze nie jest znana nowa data.
UsuńUwielbiam Paramore <3a tego pierwszego zespołu niestety nie znam :<
OdpowiedzUsuńhttp://letmeloveyou1.blogspot.com/
A nowa płyta również przypadła Ci do gustu? :)
UsuńSzkoda,że koncert się nie odbył,ponieważ to bardzo fajny zespół! :)
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie koncert odbędzie się jesienią, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość. :)
Usuń