wtorek, 7 maja 2013

MAJÓWKA PO WIEDEŃSKU

Witajcie,

Przepraszam za nieco dłuższą przerwę na blogu. Zanim opiszę co robiłem w tym czasie, pragnę jeszcze wrócić do tematu z poprzedniego wpisu. Napisałem tam o nowych teledyskach dwóch młodych, polskich wokalistek: Eweliny Lisowskiej i Honoraty Skarbek Honey. Na razie większą popularnością w sieci cieszy się klip z roznegliżowaną Eweliną. Na ten moment w serwisie Youtube ma ponad 1,4 miliona wyświetleń. Wakacyjny teledysk Honoraty jak na razie został odtworzony ponad 300 tysięcy razy.

Początek maja to coroczna okazja do uprawiania nowego sportu narodowego Polaków, czyli grillowania. Tym razem ominęła mnie ta porywająca, kulinarna forma zmarnowania kilku słonecznych dni życia. Zamiast tego spędziłem niecały tydzień na wspaniałym wyjeździe. W Wiedniu byłem po raz pierwszy, ale już teraz wiem, że na pewno tam wrócę.

Poniżej zdjęcia wykonane na terenie pałacu i ogrodów Schönbrunn - siedziby cesarza.






Wiedeń zachwycił mnie pięknem architektury. Znajduje się tam bardzo wiele starych budynków, ponieważ to miasto nie zostało zniszczone w czasie II wojny światowej jak np. Warszawa.

Poza tym, wyczułem tam klimat wielkich niemieckich miast jak Berlin, czy Hamburg. Jest to miasto kosmopolityczne. Na ulicach można spotkać przedstawicieli wielu ras, narodów i kultur. Oprócz tego Wiedeń ma w sobie pewien luz, którego brakuje mi w Polsce. Ludzie, nawet nieznajomi, uśmiechają się do siebie na ulicy. Także obsługa i sprzedawcy w sklepach, pubach i restauracjach są zazwyczaj mili i pomocni.

Wiedeń spodobał mi się również dlatego, że ma różne oblicza. Mamy tam szansę zwiedzić całą masę zabytkowych miejsc, ale też zasmakować odrobiny luksusu w pięknych (i drogich) restauracjach i sklepach. A przy tym wszystkim miasto oferuje niesamowitą mnogość atrakcji kulturalnych (Wiednia nie omijają żadne największe gwiazdy muzyki na swoich trasach koncertowych) i zwyczajnie rozrywkowych.

Do tych ostatnich należy oczywiście wiedeński Prater. Szczerze powiedziawszy, przed wyjazdem wydawało mi się, że jest to jedno, czy dwa wielkie, obracające się koła z krzesełkami. Na miejscu okazało się, że jest to ogromny park rozrywki niczym Disneyland. Przez chwilę, oszołomiony kolorowymi światłami, głośną muzyką i okrzykami ludzi poczułem się tam jak kilkuletnie dziecko. Efekt podtrzymał pokaz sztucznych ogni przygotowany z okazji 1. maja, który niespodziewanie rozpoczął się tuż po tym jak wyszedłem z terenu lunaparku. Fajerwerki wystrzeliły kilkanaście metrów od miejsca, w którym siedziałem z moją znajomą. To było naprawdę niesamowite...

Na koniec miks zdjęć z tego wyjazdu:








A Wy jak spędziliście majówkę? Jakie miasto Was zachwyciło? Czekam na komentarze.

Serdecznie pozdrawiam,

Robert Choiński

1 komentarz:

  1. A ja odsypiałam, czytałam, znowu odsypiałam, pisałam :)
    Miasto zawsze i nie tylko w majówkę - BKK :)

    Bardzo sympatyczna relacja, miło powspominać dawną (i jedyną słuszną dla Galicjan) stolicę :)

    OdpowiedzUsuń