wtorek, 7 października 2014

TOKIO HOTEL: SPOTKANIE I WYWIAD Z ZESPOŁEM W BERLINIE [ZDJĘCIA]



Stało się! Po 9 (sic!) latach bycia fanem Tokio Hotel udało mi się spotkać z zespołem. Co prawda przerwałem prowadzenie tego bloga, ale chciałbym jeszcze na świeżo opisać te wszystkie przeżycia, dopóki czas nie zmieni, nie wyidealizuje i nie rozmyje tych wspomnień, bym mógł do nich wracać w tej czystej postaci. Chciałbym też podzielić się tym z innymi, których mogłoby to zainteresować, a wiem z komentarzy na różnych serwisach i z prywatnych wiadomości, że parę takich osób jest. ;)

Zdjęcia, autografy, spotkanie twarzą w twarz i ...wywiad. Jak do tego doszło? Tokio Hotel po kilku latach przerwy (ich ostatnia płyta ukazała się jesienią 2009 roku) powracają do gry. Z okazji wydania nowego albumu Kings of Suburbia 2. października w Berlinie w kinie Babylon została zorganizowana konferencja prasowa. Z pomocą Universal Music Germany oraz polskiego oddziału tej wytwórni udało mi się uzyskać akredytację na to wydarzenie. Równolegle przez okres około 2 tygodni przed tym eventem trwały ustalenia odnośnie uzyskania wywiadu. Gdy otrzymałem pierwsze informacje mówiące o samej możliwości uzyskania tego wywiadu dla redakcji, w której pracuję, rozpoczął się dla mnie zarówno ekscytujący, jak i stresujący okres. 

Ostateczne potwierdzenie otrzymałem praktycznie na 2 dni przed konferencją. Z tego powodu miałem tylko dzień na załatwienie sprzętu (kamery, mikrofonu), co wbrew pozorom nie było takie proste ze względu na korporacyjne zawiłości, których tutaj nawet nie warto tłumaczyć. Wszystko działo się błyskawicznie i było załatwiane na ostatnią minutę - do tego stopnia, że sprzęt otrzymałem (i uczyłem się jego obsługi) po godz. 16, jakieś półtorej godziny przed wyjazdem do Berlina. 

Czemu o tym wszystkim wspominam? Chodzi właśnie o zapisanie wszystkiego tak jak miało miejsce. A chcę pamiętać ile trudu i stresu mnie to wszystko kosztowało, chociażby dlatego, aby pamiętać zawsze, że to się po prostu opłaca. Zwątpienie, znużenie, czy zwyczajne zmęczenie może nas dopaść w każdym momencie, ale nie wolno się poddawać, bo może się okazać, że od celu dzieli nas już tylko mały krok. ;)

Do Berlina dotarłem po północy, na kilkanaście godzin przed rozpoczęciem konferencji, która planowo miała się zacząć o godz. 12. Przed kino Babylon dotarłem po godz. 11. Przed wejściem zdążyło się już zgromadzić kilku dziennikarzy i operatorów największych niemieckich mediów oraz grupka fanów. Miejsce wydarzenie nie było podane do publicznej wiadomości, ale fani ( nie tylko lokalni, ale też tacy, którzy pojechali "w ciemno" nawet z innych państw) mieli ułatwienie w postaci afiszu z nazwą zespołu na froncie kina. Podejrzewam też, że część z nich dowiedziała się o lokalizacji eventu pocztą pantoflową od różnych osób, które miały wcześniej dostęp do tych informacji. To umożliwiło im stawienie się we właściwym miejscu. Fani czekający przed wejściem z pewnością nie liczyli na takie szczęście, które ich spotkało. Organizatorzy postanowili wpuścić do środka wszystkich, którzy zgromadzili się przed wejściem. Przypomnę tylko fakt, że w oficjalnym konkursie, w którym nagrodą było wejście na konferencję wygrać miały... 3 osoby ( + osoby towarzyszące, łącznie 6 osób), a ostatecznie na sali zasiadło kilkadziesiąt fanów (trudno jest mi określić dokładną liczbę).


Konferencja rozpoczęła się od wyświetlenie filmu, na który składały się klipy ze studia nagraniowego, making of trzech nowych teledysków oraz wypowiedzi członków zespołu (a może tylko Billa i Toma) na temat nowej płyty. Następnie z głośników zostały puszczone 3 piosenki z Kings of Suburbia. Najbardziej pamiętam jak leciało We Found Us i właśnie ten kawałek kojarzy mi się najbardziej z tym całym dniem. Gdy skończył się trzeci utwór na scenę weszli Bill, Tom, Gustav i Georg. Pozowali na stojąco do zdjęć, ja stałem na wysokości drugiego lub trzeciego rzędu foteli, a więc bardzo blisko. Chłopcy w końcu usiedli i rozpoczęła się właściwa część konferencji, czyli seria pytań od zgromadzonych dziennikarzy. Na większość pytań odpowiadał Bill, na niektóre Tom. Georg odezwał się ze dwa razy, a Gustav literalnie odezwał się jednym słowem ('nein'). No cóż, pewne rzeczy jednak pozostają niezmienne. ;)

Chłopcy zachowywali się bardzo swobodnie, Bill odpowiadał bardzo wyczerpująco, śmiał się i uśmiechał. Tom tak samo. Widać było, że kompletnie nie wyszli z wprawy po dłuższej przerwie od udzielania wywiadów. Bardzo przyjemnie się na nich patrzyło, byli pełni energii i dobrego humoru - nie wydaje mi się, że był to wymuszony entuzjazm. Sprawiali wrażenie jakby rzeczywiście bardzo cieszyli się z tego, że powracają z nowym materiałem, pod którym mogą się w pełni podpisać.


Po zakończeniu serii pytań i odpowiedzi nastąpił czas dla fanów. Ustawieni w kolejce miłośnicy TH po kolei podchodzili do stołu, za którym siedział zespół. WSZYSCY otrzymali autografy oraz mogli sobie zrobić zdjęcie (w 90% tzw. selfie) z chłopakami. Ci którzy śledzą poczynania Tokio Hotel wiedzą, że jest to coś totalnie niebywałego. Co więcej, ingerencja ochrony była praktycznie niezauważalna. Był czas na niestandardowe zachowania (niektóre z fanek siadały z zespołem za ich stołem, jedna zapozowała obok nich z małym pieskiem, którego chłopacy wzięli na ręce etc.). Ja z oczywistych względów (pojawiłem się tam w charakterze dziennikarza, a nie fana) jedynie przyglądałem się tej sesji autografów i selfies. Stwierdziłem, że byłoby to bardzo nieprofesjonalne z mojej strony, gdybym podchodził do zespołu w takim momencie wiedząc, że za kilkadziesiąt minut stanę z nimi twarzą w twarz w czasie wywiadu. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że być może tracę jedyną szansę na zdjęcie i autografy, ale postanowiłem zachować zimną krew.

Zanim ostatni fan dostał się do stołu, za którym siedział zespół minęła godzina. Dodatkowo zostałem poinformowany, że nasz wywiad jednak nie będzie pierwszy i najpierw wchodzi inna redakcja. Cała sprawa zatem się znacząco przedłużyła. Poza tym okazało się też, że wywiad nie może się na sali kinowej, właśnie z powodu tego opóźnienia. Do naszej dyspozycji miał być raczej mały i niezbyt ładny pokój na backstage'u. Pracownicy Universalu byli jednak bardzo uprzejmi i pomocni, informowali nas na bieżąco, co i ile czasu jeszcze zajmie. W końcu nadszedł moment gdy zostaliśmy zaprowadzeni na zewnątrz, gdzie z boku budynku znajdowało się wejście za kulisy. To właśnie tam w dosyć obskurnym pokoiku miał się odbyć wywiad. Gdy już tam weszliśmy powiedziano nam, że możemy wszystko ustawić tak jak nam się podoba. W pośpiechu razem z moją operatorką zaczęliśmy podłączać sprzęty i sprawdzać, czy wszystko działa. Nasz pośpiech okazał się niepotrzebny, bo... zespół zrobił sobie przerwę na jedzenie. Osobiście nie odebrałem tego negatywnie, bo od czasu ich wejścia do budynku minęły już 4 godziny, a przecież są tylko ludźmi. Chłopcy jedli za zamkniętymi drzwiami w pomieszczeniu obok pokoju, w którym czekaliśmy na wywiad. Praktycznie cały czas słyszałem ich głosy.

W tym czasie mogłem rozejrzeć się po pokoju. Okazało się, że robił on za ich garderobę. Zespół zostawił tam swoje rzeczy: ubrania, zegarki, okulary przeciwsłoneczne, karmę dla psa (Pumby), kubki z niedopitą kawą itd. Jak to uczucie widzieć te wszystkie rzeczy? Mniej więcej takie jakby przejść na drugą stronę lustra. Niesamowite. W końcu zespół wszedł do pokoju. Zrobiło mi się bardzo miło, gdy chłopcy po kolei sami witali się ze mną podając dłoń i mówiąc "hi/hello". To na pewno dodało mi otuchy :) Pomijając już fakt, że było to Tokio Hotel - był to chyba mój pierwszy wywiad z gwiazdą, który przeprowadzałem w innym języku niż polski i poza granicami Polski. Podałem mikrofon Billowi, powiedziałem, że ma się nim dzielić i... zaczęło się. Wywiad  przebiegł całkiem gładko poza kilkoma sytuacjami:

sytuacja #1 Pumba zaczyna pić z miski w momencie, gdy zadaję pytanie.
sytuacja #2 Georgowi spadają okulary i na chwilę znika z kadru podnosząc je.
sytuacja #3 Pumba zaczyna lizać mnie po bucie ( i jak się później okazało również go nadgryzać) ku uciesze chłopaków. Bill to widział to, ale pomimo komizmu tej sytuacji zachował powagę i kontynuował wypowiedź. Mam nadzieję, że montażyści jakoś sobie z tym poradzą i wywiad wyjdzie fajnie w emisji.


Po ostatnim pytaniu poprosiłem zespół o powiedzenie do kamery czegoś do polskich fanów. No po prostu nie mogłem sobie odmówić usłyszenia na żywo słynnego "Hey! We are TOKIO HOTEL! [...]". Zakończyliśmy nagranie, a ja poprosiłem chłopaków o wspólne zdjęcie. Następnie nadszedł czas na autografy i na końcu na serię selfies.




Bill już wychodził z pokoju, ale zdążyłem go jeszcze zapytać o to, czy sobie zrobi ze mną takie zdjęcie. Przy sporej różnicy wzrostu (dodatkowo zwiększonej przez wysokie buty Billa) było to nie lada wyzwanie, przez co fotki niestety wyszły dość nieostre. Mogłem poprosić, aby to on trzymał mój smartfon. ;) Na pewno zauważycie, że nie mam selfie z Gustavem. Otóż on wyszedł niepostrzeżenie, prawdopodobnie wtedy, gdy strzelałem sobie fotkę z którymś z chłopaków. Nie jestem zły, bo to przecież cały Gustav. ;) Chłopcy po kolei się pożegnali i wyszli z pokoju a my musieliśmy już tylko spakować sprzęt i wyjść.




Przez to całe opóźnienie prawie nie wróciłbym na czas do Warszawy (o godz. 8:30 następnego dnia musiałem oddać z powrotem kamerę i nie było mowy, bym mógł się spóźnić). W końcu za pomocą szaleńczogo  biegu, internetu i kochanych ludzi udało mi się usiąść w pociągu o równo o godz. 18 byłem w drodze do domu. Czy czegoś żałuję? Może troszkę tego, że nie powiedziałem im ile dla mnie znaczy i nadal znaczy ich muzyka. Ale wierzę,  że jeszcze będzie na to okazja. :) Czy zrobiłbym coś inaczej? Nie zgodziłbym się na wpuszczenie pieska do pokoju na czas wywiadu i może przygotowałbym sobie więcej potencjalnych pytań. Chłopcy byli jednak już trochę zmęczeni, więc może nawet to i lepiej,  że wywiad nie trwał dłużej.  Ja wykonałem swoje zadanie, z czego jestem cholernie dumny. Spełniłem też swoje marzenia. Czy można chcieć czegoś więcej? ♡

Na koniec tylko podziękowania dla wszystkich, którzy mi pomogli przy tym przedsięwzięciu,  a zwłaszcza dla Universal Music Germany, dla Asi Cieślińskiej za pomoc przy nagraniu i entuzjazm oraz dla całego eskowego teamu, bo to dzięki pracy w tej firmie mogę spełniać swoje marzenia. :)

7 komentarzy:

  1. Brawo RoBiee jestem z Cebie dumna . Pamiętam jak nie raz o nich rozmawialiśmy . Super

    OdpowiedzUsuń
  2. nawet nie wiesz jak Ci zazdroszcze, ale w takim pozytywnym sensie. ja bym z tego całego podniecenia zapomniala jezyka w gebie i nie potrafila sie skupic. pytalas sie może czy przyjada do Polski ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mają jeszcze konkretnych planów dotyczących trasy koncertowej. Pierwsze koncerty mają być na wiosnę 2015.

      Usuń
  3. Wyobrażam sobie jak wielkie musiało to być dla pana przeżycie. Nawet nie wiedziałam, że jest pan fanem Tokio Hotel, a to bardzo fajnie, że fani TH mają w Esce tak jakby "swojego człowieka" :) Poza tym poradził pan sobie świetnie, pytania były interesujące i nieco inne od tego co dane nam było usłyszeć w innych wywiadach. Poza tym pytał pan o muzykę, inspiracje itp, więc to największy plus :D Naprawdę dobrze pan reprezentował polskich fanów i jesteśmy panu bardzo wdzięczni (myślę,, że mogę to powiedzieć również w imieniu innych fanów) Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Jest mi niezmiernie miło, że mogłem zrobić coś nie tylko dla siebie i redakcji, ale także dla polskich fanów Tokio Hotel. :)

      Usuń
  4. Gratuluje Tobie.Udowodniles wszystkim ze nie wolno rezygnowac z marzen.Bardzo sie ciesze z realizacji Twojego marzenia i trzymam kciuki za dalsza realizacje obranych celow.Powodzenia

    OdpowiedzUsuń