Witajcie,
Zapraszam Was do przeczytania recenzji najnowszej płyty Avril Lavigne "Avril Lavigne". Kto już słyszał ten krążek, niech napisze co sądzi na jego temat w sekcji komentarzy.
DOJRZAŁOŚĆ WIECZNIE MŁODEJ
Swój piąty studyjny album kanadyjska wokalistka postanowiła
nazwać po prostu „Avril Lavigne”. Pomimo tego, że nie stoi za tym żadna większa
ideologia, można ten fakt jednak odczytywać symbolicznie. Avril Lavigne na tym
krążku zebrała w całość wszystkie swoje dotychczasowe wcielenia i wymieszała je,
ukazując swoje aktualne, złożone oblicze.
Konflikt z wytwórnią spowodował opóźnienie wydania
poprzedniej płyty o ponad rok, a w rezultacie komercyjne fiasko „Goodbye
Lullaby”. Nic dziwi więc fakt, że Avril w 2011 roku zmieniła swojego wydawcę.
Dzięki przejściu do Epic Records Lavigne powróciła do współpracy z L.A. Reidem, który
ponad 10 lat wcześniej podpisał z debiutującą wówczas w świecie muzycznego
biznesu nastolatką jej pierwszy kontrakt.
Klimat tego albumu wyznaczyła przede wszystkim współpraca
Avril z jej aktualnym mężem Chadem Kroegerem, wokalistą kanadyjskiego
zespołu rockowego Nickelback. Podczas wspólnej pracy nad materiałem na nową
płytę Avril, pojawiło się między nimi uczucie, a krótko po tym para zaręczyła
się. Większość kompozycji na płycie jest napisana właśnie przez Avril i Chada,
do których dołączył David Hodges - producent, kompozytor, a również były
członek zespołu Evanescence.
Brzmienie „Avril Lavigne” jest na tyle zróżnicowane, że
trudno jest znaleźć wspólny mianownik dla wszystkich piosenek. Słuchając
czterech pierwszych utworów na płycie, można odnieść wrażenie, że ma się do
czynienia z twórczością nastoletniej gwiazdy, którą Avril nota bene przestała
być już niemalże 10 lat temu. Pop/rockowe single „Here’s to Never Growing Up” i
„Rock N Roll” posiadają wszystkie elementy przeboju, jednak z powodu znikomej
promocji piosenkom nie udało się skutecznie zaistnieć na rynku. „17” to oparty
na prostych gitarowych chwytach i
perkusji powrót do przeszłości i wspomnienie
beztroskich lat młodzieńczej miłości. Z kolei w „Bitchin’ Summer” Avril
przypomina nam nie tylko atmosferę wakacyjnych imprez, ale także fakt, że lubi
czasem pobawić się w rapowanie. Przekaz tych piosenek jest wyraźny, Avril chce
się przede wszystkim dobrze bawić i nie obchodzi jej, czy dla kogoś jej
zachowanie, czy też wizerunek są niedojrzałe.
Jeśli nowy album Kanadyjki miałbym podzielić na części, to druga z nich rozpoczęłaby się utworem „Let Me Go”, który został wybrany na trzeci singiel promujący to wydawnictwo. Zaśpiewana
w duecie z mężem ballada miała być pierwotnie piosenką o rozstaniu, jednak z
powodu tego, co w czasie nagrywania płyty zaszło między Avril i Chadem, w
tekście zaszły modyfikacje, by zmienić wydźwięk piosenki na bardziej pozytywny.
Nie jest zaskoczeniem, że małżeńska kompozycja przypomina w brzmieniu nowsze
przeboje Nickelback z charakterystycznymi riffami i wyznaczającymi melodię dźwiękami fortepianu. Następne „Give You What You Like” to jeden z
najmocniejszych punktów w całym zestawie. Avril zaskakuje tu nie tylko
oryginalną kompozycją, ale też głębią swojego wokalu. Nie można też przejść
obojętnie wobec warstwy tekstowej tego kawałka. Avril śpiewa w nim o
charakterystycznym dla naszych czasów
chłodzie uczuciowym i braku miłości w intymnych relacjach między ludźmi. To
wszystko sprawia, że „Give You What You Like” mogłoby z powodzeniem znaleźć się
na płycie np. takiej piosenkarki jak Lana del Rey.
O artystycznym dojrzewaniu wokalistki świadczy na tej płycie nie tylko romans z bardziej alternatywnymi brzmieniami, ale także dwa kolejne bezkompromisowe utwory. Owocem wieloletniej znajomości Avril z Marilynem Mansonem jest „Bad Girl”. Faktem jest, że Avril w swojej karierze jeszcze nie śpiewała tak odważnego tekstu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ustalając kolejność utworów na płycie, ktoś chciał puścić oko do słuchacza, a może nawet nieco sobie zażartować. Jak inaczej wytłumaczyć bowiem fakt, że tuż po duecie z etatowym skandalistą sceny rockowej na albumie pojawia się elektroniczny smaczek z elementami dubstepu i wstawkami w języku japońskim o znaczącym tytule „Hello Kitty”? Słuchając tego utworu po raz pierwszy ma się ochotę na sprawdzenie, czy przez przypadek nie włączyła się inna płyta. Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, że Avril Lavigne nagrała coś takiego, nadchodzi myśl, że ta kobieta musiała naprawdę się świetnie bawić nagrywając taki numer.
Trzecia część tego albumu to pięć popowych piosenek, które nie
przynoszą już większych niespodzianek. Wyjątek wśród nich stanowi „Hello
Heartache” – jedna z mniej oczywistych kompozycji. Choć melodię wyznacza banalne la la la la la la la la Avril
stosuje tam nieco inny styl śpiewu. Z kolei „You Ain’t Seen Nothin’ Yet” mogłoby z
powodzeniem znaleźć się na trzeciej płycie Kanadyjki z 2007 roku, czyli „The
Best Damn Thing”, gdzie dominował energiczny pop-punkowy klimat. O
tym, że piosenkarka ma już dawno za sobą okres dramatycznych przeżyć słychać
szczególnie w piosence „Sippin’ on Sunshine”, który jest chyba najbardziej
radosnym utworem na całym albumie.
Pod koniec płyty następuje charakterystyczne dla
pop/rockowych albumów wyciszenie. W intymnym „Falling Fast” Avril subtelnie
opowiada o zakochiwaniu się i nadziei na to, że to uczucie będzie trwać. O
trudnościach jakie pojawiają się w miłosnych relacjach między ludźmi Lavigne
śpiewa w „Hush hush”, czyli ostatnim utworze na płycie. Słyszymy tam fortepian,
skrzypce oraz pełen emocji głos Avril.
Skejterka, mroczna dziewczyna, rockowa laska, dojrzała
kobieta. Avril nie jest żadną z nich, czy też trafniej byłoby stwierdzić, że
jest każdą z nich po trochu. W karierze wokalistki nadszedł czas na zerwanie z
wszystkimi dotychczasowymi łatkami i przedstawienie Avril Lavigne taką, jaką
jest naprawdę, czyli skomplikowaną i niesprecyzowaną. Na swoim piątym albumie
kanadyjska gwiazda z jednej strony użyła sprawdzonych wcześniej patentów na
pop-rockowe hity, z drugiej zaś odważyła się nieco poeksperymentować i ze
wsparciem swojego męża i ulubionego producenta pokazać z dobrym skutkiem, co
jej aktualnie w duszy gra.
Tracklista:
1. "Rock n Roll"
2. "Here's to Never Growing Up"
3. "17"
4. "Bitchin' Summer"
5. "Let Me Go" feat. Chad Kroeger
6. "Give You What You Like"
7. "Bad Girl" feat. Marylin Manson
8. "Hello Kitty"
9. "You Ain't Seen Nothin' Yet"
10. "Sippin' on Sunshine"
11. "Hello Heartache"
12. "Falling Fast"
13. "Hush Hush"
Avril Lavigne
Avril Lavigne
Avril Lavigne
Epic Records 2013
ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz